Lubię krowy. Zarówno zwierzęta jak i element dekoratorski. Wychowałam się w mieście - mój blok rodzinny stoi na osiedlu znajdującym się na obrzeżach 30-tysięcznego miasta, ale gdy tam zamieszkaliśmy - 24 lata temu - osiedle wciąż się budowało, a obok niego znajdowały się łąki, na których wypasano krowy z pobliskich gospodarstw. Chodziłam tam na spacery z psem i zakolegowałam się z jedną z krów (tak, tak, słyszę jak to brzmi ;) ). Miała szorstki język i ucięty jeden róg. Nazwałam ją Franią, chodziłam do niej na pogawędki i przynosiłam najlepsze trawy. To był początek mojej miłości do krów. Potem - w czasie wakacji spędzanych u Babci po drugiej stronie tego samego miasta - chodziłam do pobliskiego gospodarstwa należącego do szkoły rolniczej, "po mleko". Za każdym razem zachodziłam do chlewika i obowiązkowo do obory - przywitać się z krowami. Krowie sympatie zostały mi do dziś, choć mieszkam w jednym z największych polskich miast i rzadko widuję krowy na żywo. W moim telefonie muczy krowa, za każdym razem gdy przychodzi sms.
Uwielbiam cukierki krówki (jarzębinowe rządzą :) )
zdjęcie znalezione w Internecie |
a od jakiegoś czasu lubię mieć rzeczy użytkowe z motywem krowy.
Na fali miłości do krów popełniłam sto lat temu taki obrazek. Rozważam zakupienie kwadratowej ramki i zawieszenie go na ścianie w sypialni.
Do kompletu jest jeszcze świnka, ale nie o świnkach jest ten post :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz