poniedziałek, 19 listopada 2012

Znów worek i... chwalę się :)

Poniżej przedstawiam ostatni (dlaczego ostatni wyjaśnię za chwilę) worek, szyty ręcznie :) Jest to mój drugi woreczek z okrągłym dnem i zastosowałam zupełnie inne rozwiązania niż w  poprzednim . Inaczej wszyłam denko, inaczej połączyłam ze sobą materiały. Ciągle mi te woreczki nie wychodzą  tak jakbym chciała, ale zaryzykuję stwierdzenie, że posuwam się nieco naprzód. Len haftowany 
w łowickie bratki i szara powłoczka na poduszkę dały taki oto efekt:





Tak jak już napisałam - to ostatni worek szyty ręcznie. Od wczoraj mieszka u nas takie cudo:


Jest to Singer z 1927 r., należący kiedyś do mojej babci. Babcia wychodząc za mąż otrzymała maszynę w posagu, ale wykorzystywała ją w stopniu umiarkowanym - tylko do jakichś domowych przeróbek. Trzydzieści lat temu znalazł ją, na babcinym strychu, mój tata i za babci zgodą zabrał do domu, przywracając staremu rupieciowi (ktoś ją konserwował olejem jadalnym) życie. Najpierw maszyna stała w moim domu rodzinnym w stanie oryginalnym - z pięknymi nogami, blatem 
i pokrywą, a później - z braku miejsca - tata przerobił ją na maszynę elektryczną (z tyłu widać silnik) i wymienił piękne nogi na poręczne korytko.Maszyna jest teoretycznie bieliźniarska, a wytrzymała intensywne szycie skóry. Od 13 lat stała u rodziców nieużywana i wczoraj została mi wypożyczona :) Już robiłam pierwsze testy, dużo nauki przede mną, ale jestem dobrej myśli. Strasznie się cieszę, że mam maszynę z historią. Uwielbiam pamiątki rodzinne, jestem typowym zbieraczem bo "się przyda" lub "na pamiątkę" i śmieję się, że siadając do tej maszyny będę łączyła się z nieżyjącymi przodkami :) czyż ona nie jest urocza?


poniedziałek, 22 października 2012

Rocznicowa

Przedstawiam kolejną kartkę. Już takie były, tylko w innej kolorystyce i z innymi dodatkami.
Ta jest prezentem na drugą rocznicę ślubu moich nie-teściów :). Kolor zdjęcia dziwaczny, bo robione wczesnym niedzielnym porankiem. Próbowałam coś z tym zrobić, ale balans bieli poszedł się bujać...


Zaniedbałam okrutnie bloga, a i trochę robótki. Niby coś tam ścibolę tylko:
a) nie wychodzi tak jakbym chciała
b) nie mam mocy na wykończenie dzieła.
Jesień jest zachwycająca, ale dopadła mnie jakaś dziwna niemoc twórcza. Najchętniej siedziałabym gapiąc się na mgłę i drzewa. Nic mi się nie chce.

piątek, 14 września 2012

Kartka, stempelki i łowickie róże.

Zmajstrowałam kartkę. Do jej wykonania wykorzystałam jeden z własnych papierów, które pokazałam tutaj. Proces tworzenia takiej kartki trwa u mnie długo bo rzadko miewam pomysł zanim się zabiorę do roboty. Dopiero jak już zasiądę, rozłożę swoje szpargały i zaczynam na nie patrzeć, zaczyna się rodzić koncepcja. Moje kartki są bardzo proste. Chciałabym się nauczyć przede wszystkim robić wszystko równo i czysto, a mam problem z klejem. Nijak nie umiem przykleić wstążki tak, aby nie było widać kleju i aby nic nie odstawało na załamaniu wstążki. Czy ktoś mógłby wspomóc mnie podpowiedzią, jak kleić żeby było ładnie?



Podczas moich urlopowych wojaży, dotarłam do pewnej Biedronki w Stroniu Śląskim, w której znalazła takie oto stemple i postanowiłam przywieźć je, jako pamiątkę z Sudetów (oprócz robionego własnoręcznie albumu z podróży i kilogramów szyszek ;) ).Tylko czy będę umiała je wykorzystać do kartek?


Na koniec pochwalę się tym co mam na tamborku: typowo łowicki wzór - bukiet z trzech róż. Pierwszy raz haftuję róże i już się nie mogę doczekać efektu końcowego. Ciekawa jestem czy podołam.



niedziela, 2 września 2012

Kolejny skansen


Witajcie.  Obijałam się przez dwa tygodnie w Kotlinie Kłodzkiej, drepcząc, zwiedzając i z zapałem cykając zdjęcia. Mapa zaprowadziła mnie do Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego w Pstrążnej. Trafiłam tam na pół godziny przed jego zamknięciem, ale jako rasowa skansenomaniaczka, nie mogłam sobie odmówić przyjemności zwiedzenia go choćby w galopie. Skansen jest bardzo mały w porównaniu z prezentowanym przeze mnie skansenem łowickim  więc zdołałam go - co prawda nie tak dokładnie jak chciałam, ale jednak - obejrzeć .
Muzeum - Skansen powstało w 1984 r. jako oddział Muzeum Regionalnego w Wałbrzychu.
Wystawę stałą stanowią zabytkowe obiekty drewnianej architektury ludowej pogórza sudeckiego. Domy cieszą oczy nie tylko kunsztowną konstrukcją – dowodem mistrzostwa dawnych cieślów, ale i zachowanymi starymi meblami i sprzętami gospodarskimi z XVIII, XIX i początków XX w.
Muzeum - Skansen położony jest na rozległym stoku (od 515 do 590 m npm). Od strony zbocza zlokalizowana była kopalnia węgla kamiennego, obecnie nieczynna. Taką informację podano na stronie internetowej skansenu. Od siebie dodam, że klimat tam panuje bajkowy, pozwalający zupełnie  oderwać się od rzeczywistości i cywilizacji.  Poniżej fotorelacja - zdjęcia nie są mojego autorstwa. Tak się zagapiłam na wszystko co wokół, że zapomniałam o fotografowaniu. Na szczęście miałam obok dokumentalistę, który uwiecznił wszystko to, na co patrzyłam z otwartymi ustami :)

 Kapliczka zupełnie różna od tej z Księstwa Łowickiego.
 

Chałupy i zabudowania gospodarcze również.








Taki kredens chciałoby się mieć

A to jest uroczy piec na żelazka. Z boku drzwiczki, przez które dokładało się węgla, pośrodku komin, żelazka się grzeją. Niezły wynalazek :)

Widok ogólny

 Haftów tam jak na lekarstwo.

Ale warsztat tkacki można znaleźć.

Zdecydowanie polecam zwiedzenie tego miejsca, bo naprawdę warto.

sobota, 4 sierpnia 2012

Serwetka

Kilka postów temu, wspominałam, że przydałaby mi się maszyna do szycia. Szczególnie dotkliwie jej brak odczułam, gdy postanowiłam zmajstrować sobie serwetkę do koszyczka z chlebem. Najpierw musiałam podwinąć brzegi, potem jeszcze raz je podwinąć (len się bardzo strzępi) a po wyhaftowaniu niewielkiego wzoru (znów haft kujawski) jeszcze przyszyć koronkę. Maszyna zdecydowanie przyspieszyłaby pracę. Oto i serwetka:


Poniższe zdjęcie robione było w pośpiechu, więc koszyk nieco za mały a nieobecny w domu chleb musiałam zastąpić innym wypełniaczem :) Ale generalnie widać o co chodzi.


Marzy mi się maszyna do szycia. Niestety mam mocno okrojony budżet i zastanawiam się nad miniaturkami maszyn, które są w sprzedaży po zdecydowanie niższej cenie. Czy ktoś takiej używa i mógłby podzielić się doświadczeniami? Warto takie cudo sobie sprawić? Czy może lepiej poczekać, zaoszczędzić i kupić pełnowymiarową maszynę? Gdyby ktoś zechciał się podzielić opinią, to byłabym wdzięczna.

wtorek, 31 lipca 2012

Okrągło

Szanowni Czytacze! (legenda i statystyki twierdzą, że są tacy;) ) Mam zaszczyt zaprezentować pierwszy w moim wykonaniu woreczek z okrągłym dnem.  Wzór kwiatów zaczerpnięty z haftów kujawskich. Zielona część worka - będąca jednocześnie podszewką - to poszewka na jaśka wykopana gdzieś za 2 zł. Recykling u mnie idzie pełną parą (niekoniecznie z powodów ekologicznych - bardziej z ekonomicznych). Zszyty krzywo, co fantastycznie i zupełnie niezamierzenie obnażyłam na zdjęciu. Kolejny okrągły worek jest już na tamborku i będzie prosty ;)

wtorek, 17 lipca 2012

Krowy w moim życiu

Lubię krowy. Zarówno zwierzęta jak i element dekoratorski. Wychowałam się w mieście - mój blok rodzinny stoi na osiedlu znajdującym się na obrzeżach 30-tysięcznego miasta, ale gdy tam zamieszkaliśmy  - 24 lata temu -  osiedle wciąż się budowało, a obok niego znajdowały się łąki, na których wypasano krowy z pobliskich gospodarstw. Chodziłam tam na spacery z psem i zakolegowałam się z jedną z krów (tak, tak, słyszę jak to brzmi ;) ). Miała szorstki język i ucięty jeden róg.  Nazwałam ją Franią, chodziłam do niej na pogawędki i przynosiłam najlepsze trawy. To był początek mojej miłości do krów. Potem -  w czasie wakacji spędzanych u Babci po drugiej stronie tego samego miasta - chodziłam do pobliskiego gospodarstwa należącego do szkoły rolniczej,  "po mleko". Za każdym razem zachodziłam do chlewika i obowiązkowo do obory - przywitać się z krowami. Krowie sympatie zostały mi do dziś, choć mieszkam w jednym z największych polskich miast i rzadko widuję krowy na żywo. W moim telefonie muczy krowa, za każdym razem gdy przychodzi sms. 
Uwielbiam cukierki krówki (jarzębinowe rządzą :) ) 

zdjęcie znalezione w Internecie

a od jakiegoś czasu lubię mieć rzeczy użytkowe z motywem krowy. 


Na fali miłości do krów popełniłam sto lat temu taki obrazek. Rozważam zakupienie kwadratowej ramki i zawieszenie go na ścianie w sypialni.


Do kompletu jest jeszcze świnka, ale nie o świnkach jest ten post :)

sobota, 30 czerwca 2012

Znów worek

Po obrusowych mękach, rzuciłam sobie na warsztat kilka mniejszych robótek. Zakładka do książki, etui do torebki, jakiś chustecznik. Wszystko "po raz pierwszy" więc krzywe, koślawe i niedopracowane. No ale ponoć człowiek uczy się na błędach, wnioski wysnułam i następne egzemplarze powinny się nadawać już do pokazania :) Póki co, pokazuję lniany woreczek, który zrobiłam dla odprężenia. Wciąż walczę z cieniowaniem i haftem łowickim. Podszewką jest poszewka na jaśka, którą zakupiłam jakiś czas temu właśnie z myślą o workach. Coraz dotkliwiej odczuwam brak maszyny, szycie ręczne jest bardzo mozolne i dało mi w kość przy pracy, którą pokażę w jednym z kolejnych postów (o ile się z nią uporam).


niedziela, 6 maja 2012

Skansen wsi łowickiej

Ponieważ sezon na dalsze i bliższe wędrówki już się rozpoczął, to  polecam - szczególnie miłośnikom  folkloru i sztuki ludowej - wizytę w skansenie w Maurzycach. Znajduje się on w woj. łódzkim, 7 km od Łowicza. Uwielbiam tam zaglądać i za każdym razem kiedy tam jestem, mam wrażenie, że znajduję się w innym świecie. Na 17 hektarach odtworzono wieś, zgromadzono chaty łowickie wraz z wyposażeniem z różnych okresów, kościół, wiatrak "koźlak", a nawet wozy strażackie i remizę!
Dojazd nie jest problematyczny: samochodem zjeżdża się z trasy Poznań - Warszawa, można też dojechać do Łowicza pociągiem/autobusem i z Łowicza PKSem, można też (to mój ulubiony sposób :) ) na pieszo z Łowicza wzdłuż  Bzury, przez pola.
Więcej szczegółów na stronach: http://www.skanseny.net/skansen/maurzyce i http://muzeum.low.pl/skansen.htm a poniżej niewielki, bardzo niewielki, wycinek tego co można tam zobaczyć.












Przy okazji wizyty w Maurzycach można warto odwiedzić też Łowicz oraz Nieborów i Arkadię.
Polecam z całego serca, naprawdę.

środa, 2 maja 2012

SKOŃCZYŁAM!

Bujałam się z tym ponad 4 miesiące i na szczęście już skończyłam. Okrutnie się dłuży haft, gdy trzeba powtarzać go kilkakrotnie. Dziś zupełnie inaczej dobrałabym kolory, pobawiła z cieniowaniem, inaczej położyła nitkę, nie mogłam jednak w trakcie roboty zmieniać koncepcji. Nie mogłabym wypruć tego co już zrobiłam aby zacząć jeszcze raz, wg nowego pomysłu :) więc dociągnęłam zgodnie ze starymi założeniami. Pierwsze koty za płoty :) poniżej efekt mojej pracy. Na meble i dywan proszę nie zwracać uwagi, wynajmowane są wraz z mieszkaniem. Oto on, tadaaaam!



Edit: kurka, nie doprasowałam go...

czwartek, 29 marca 2012

Przerywnika ciąg dalszy

W ramach przerwy w haftowaniu obrusa (zostało mi już tylko niecałe dwa bukiety, ufff...) zmajstrowałam papiery z poprzedniego posta i kartki. Z owych kartek tylko dwie się odważę pokazać, resztę trzymam w szufladzie "ku pamięci" czego i jak nie robić :)




niedziela, 25 marca 2012

Przerywnik

Jakiś czas temu, natknęłam się zupełnym przypadkiem na instrukcję, jak zrobić papier serwetkowy. Zapisałam sobie stronę i w wolnej chwili postanowiłam spróbować. "Wolnej chwili" szukałam kilka miesięcy, aż w końcu w ramach odpoczynku od haftowania obrusa postanowiłam się za to zabrać. Poniżej efekt mojej pracy:




Papier robi się bardzo prosto. W linku opisane są dwie metody - na klej i na żelazko - ja użyłam tego drugiego sposobu, choć prasować nie lubię :). Trzeba dobrać sobie odpowiednią temperaturę (metodą prób i błędów), pamiętać o tym aby nie naciągać folii, uważać na żelazko (bardzo szybko "łapie" folię wystającą spod szmatki) i przyłożyć się do dokładnego sprasowania brzegów.
Zastosowanie znalazłam właściwie już dla każdego z powyższych papierów, oprócz tego z łowicką wycinanką. Zrobiłam go na próbę ale nie podobają mi się kolory serwetki, póki co leży więc sobie i czeka na przypływ weny :)

niedziela, 18 marca 2012

Utknęłam

Zupełnie utknęłam. Od grudnia mam na warsztacie jedną robotę - obrus. Postawiłam sobie za punkt honoru wyhaftować lniany obrus w kwiaty na kształt łowickich. Zostały mi jeszcze 3 bukiety do końca. Strasznie nudne, bo wzór się powtarza na kolejnych częściach koła i w sumie w kółko haftuję to samo.
Poniżej próbka:

Oczywiście nie jest to haft łowicki, inspirowałam się jedynie wzorem. Powtarzałam go już jednak tyle razy, że następnym razem kiedy po niego sięgnę, postaram się to zrobić po łowicku.

Poniżej fragment mojego "warsztatu" ;)


Aby na chwilę oddalić się od obrusa, zmajstrowałam kilka kartek i papiery, ale o tym już następnym razem.